W dniu pogrzebu
Chace’a Crawforda pogoda odzwierciedlała samopoczucie Elsy. Było szaro, ponuro,
zimno, wiało i padało. Dziewczyna siedziała w sypialni przed lustrem. Miała już
na sobie czarną sukienkę, tego samego koloru buty, a na łóżku leżał równie
czarny płaszcz. Na dłonie zakładała właśnie rękawiczki. Spojrzała na siebie w
lustrze i odetchnęła, szybko mrugając oczami, żeby się nie rozpłakać. Nie
wierzyła, że to robi; idzie na pogrzeb człowieka, z którym była tak blisko, jak
jeszcze z nikim, człowieka, z którym planowała wspólną przyszłość, człowieka,
którego kochała nad życie.
Pomalowała
usta czerwoną szminką, a na głowę założyła mały kapelusik z prześwitującą
siateczką zakrywającą jej oczy.
Wspomnienia
same przychodziły do jej głowy. Te dobre i te złe. Uśmiechała się, chociaż do
oczu napływały łzy. Znów szybko zamrugała oczami. Z zamyślenia wyrwały ją
wibracje telefonu, który leżał na stoliku. To był Nick, informujący ją, że już
przyjechał i czeka na nią na dole.
Elsa
schowała komórkę do torebki, zamknęła drzwi i zeszła na dół. Patrzyła przed
siebie i starała się ignorować spojrzenia sąsiadków, którzy akurat wychodzili
lub wchodzili do apartamentowca.
Na
zewnątrz otworzyła parasol i poszukała wzrokiem samochodu brata. Kiedy go
dostrzegła, szybkim krokiem podeszła bliżej i wsiadła na tylne siedzenie; na
przednim siedziała Natalie.
-
Cześć…
-
Hej – Natalie odwróciła się do niej i wyciągnęła do niej dłoń. Ścisnęła jej
dłoń.
Elsa
spojrzała na nią smutno, a potem jej wzrok uciekł ku szybie.
Nick
spojrzał na siostrę w lusterku i cichutko westchnął. Ruszył w stronę cmentarza.
Jonah
zostawili u sąsiadów, żeby się nim zaopiekowali. Nie chcieli, żeby dziecko było
świadkiem tych wydarzeń, które miały wkrótce nastąpić. Był jeszcze za mały.
Na
miejscu podeszli do małej grupki osób. Była to rodzina Chace’a, ich wspólni
znajomi i przyjaciele. Elsa podeszła do Reida i przywitała się z nim. Stanęła
obok niego i schowała ich oboje pod swoim parasolem. On podał jej ramię, żeby
je ujęła i przytuliła się do niego. Sam chwycił za rączkę od parasola i
spojrzał przed siebie.
-
W porządku? – zapytał cicho, gdzieś tak w połowie.
-
Nie – Elsa pokręciła głową. Trzymała się nieźle, naprawdę. Do czasu.
Kiedy
nadszedł moment, w którym panowie spuszczali trumnę w dół, złamała się. Wybuchła
płaczem, na co Reid zareagował natychmiast; przytulił ją do siebie mocno i
pogłaskał ją po plecach. Mógł sobie jedynie wyobrazić, co ona musi teraz czuć.
Spojrzał na Nicka, który przytulał swoją żonę. Ona również płakała.
Reid
wyciągnął paczkę chusteczek z kieszeni, a potem jedną podał Elsie. Chciał
zrobić cokolwiek, żeby tylko jej ulżyć w cierpieniu. Zrobiłby wszystko, żeby
jej pomóc. Ale nie potrafił wskrzesać ludzi. Zatem nauczy ją strzelać. Nie było
to dobre, doskonale o tym wiedział. Ale też zdawał sobie sprawę, że zemsta pomoże
jej ukoić ból i pogodzić się ze stratą. Prawda, coś tam kiedyś słyszał o
wybaczaniu, ale on nie potrafiłby. Patrząc na siostrę wiedział, że i ona nie
umiałaby wybaczyć temu, kto to zrobił.
Elsa
ostatni raz spojrzała na w stronę grobu, a potem znów przytuliła się do brata.
Już nie spojrzała. Kiedy odchodzili w stronę parkingu, próbowała się trzymać i
iść przed siebie. Ale ból i cierpienie osłabiał ją z każdym krokiem. Lodowaty
wiat owiewał jej ciało i sprawiał, że cała drżała. Reid zarzucił jej swoją
marynarkę na ramiona, a potem wsadził do swojego samochodu.
Nick
odprowadził ich spojrzeniem. Podszedł bliżej grobu i rzucił na dno różę. Kiedy
odwrócił się, aby wrócić do żony, w oddali dostrzegł znajomą postać. Zmrużył
oczy. Nie no, bez jaj – pomyślał.
Odprowadził
Natalie do samochodu i powiedział, że zaraz wróci, sam idąc w kierunku
detektywa Hudsona.
-
Co pan tu robi? – zapytał wprost. Nie warczał, był spokojny. Ale zastanawiał
się, jak długo to potrwa. – Gdyby zobaczyła pana moja siostra… mam nadzieję, że
tak się nie stało.
-
Przypominam panu, że narzeczony pana siostry został zamordowany. Ona może być
następna w kolejce – wyjaśnił mu spokojnie, a Nick zacisnął zęby.
-
Myślę, że sobie poradzimy – powiedział twardo.
-
No tak, macie broń, znacie się na tym, prawda? – Joshua spojrzał mu prosto w
oczy. Chciał wyłapać jakieś zawahanie, zdziwienie, cokolwiek. Coś, co
utwierdziłoby go w przekonaniu, że ma rację.
-
Niech pan słucha – Nick zignorował jego słowa. Nie chciał swoim zachowaniem nic
zdradzać. – Niech pan już jedzie do domu, na komisariat, nie interesuje mnie
to. Ale niech pan da mojej siostrze spokój i zajmie się rozwiązywaniem sprawy.
Cierpi już wystarczająco.
Josh
nic mu nie odpowiedział. Po prostu wycofał się do samochodu i odjechał. Nick
wrócił do żony dopiero wtedy, kiedy auto Hudsona zniknęło mu z oczu.
Dwa miesiące później
Elsa
czuła się już lepiej. Nie cierpiała już tak mocno, chociaż bywały takie
wieczory, kiedy brała poduszkę i płakała. Następnego dnia znów była twardą
kobietą, która dąży do celu nie zważając na nic. Przyśpieszony kurs kick-boxing
się opłacił. Umiała się bić i powalić przeciwnika. Lekcje z Reidem również nie
poszły na marne. Strzelała bardzo dobrze. Co prawda nie zawsze trafiała do
celu, ale było o wiele lepiej niż na początku. Biegała szybciej i na dłuższe
trasy.
Dzisiejszy
poranek był chłodny, dlatego Elsa ubrała na siebie bluzę i dopiero później
wyszła z domu. Nie obchodziło ją, co sąsiedzi sobie myślą; że szybko się
pozbierała, czy coś takiego. Bolało ją. Ale oni nie wiedzieli, dlaczego wzięła
się w garść tak szybko. W końcu już po paru dniach po śmierci Chace’a była
zdeterminowana, a oni nie wiedzieli. I Elsa czuła się z tym świetnie, bo nikt
się nie wtrącał do jej życia. Ważne było to, że ona wiedziała, co chce zrobić.
Reszta nie miała znaczenia. Mogła się wyprowadzić, to prawda, ale nie
potrafiła. Czuła, że to by było jakby zerwanie ze wspomnieniami, które wiążą
się z tym mieszkaniem. Mieszkała w nim razem z Chace’em.
Biegła
parkiem ze słuchawkami w uszach, kiedy zauważyła kątem oka, że ktoś biegnie
obok niej. Odwróciła lekko głowę i dostrzegła Josha Hudsona. Szybko wyjęła
słuchawki.
-
Zaczynam sądzić, że mnie śledzisz.
Tak,
Hudson często nawiedzał Elsę i namawiał ją do współpracy, ale ona uparcia stała
przy swoim, nie chciała mu nic powiedzieć i twierdziła, że nie ma pojęcia, o co
mu chodzi. Raz oskarżyła go o to, że jest nudny i czeka na jakieś nowe
informacje dotyczące jej rodziny. Przez ten czas zaczęli sobie również mówić po
imieniu. Sami nawet nie wiedzieli, kiedy to nastąpiło.
-
Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Elsa.
-
Naprawdę? Przez ostatnie dwa miesiące dawałeś mi odczuć co innego –
przyśpieszyła. Mogłaby go nawet polubić, gdyby nie był taki uparty, żeby
znaleźć haka na nią i na jej braci, a jego celem nie było wpakowanie ich
wszystkich za kratki.
Joshua
zaśmiał się cicho.
-
Wiem, przepraszam. Ale dzisiaj, przysięgam, jestem tu przypadkowo. Też lubię
sobie pobiegać.
Elsa
spojrzała na niego, ale zaraz zwróciła wzrok z powrotem na drogę. Nie potrafiła
wyczuć, czy kłamał. Raczej nie sądziła, żeby mówił prawdę. Z nim już nic nie
było pewne, od kiedy zdała sobie sprawę, że on w i e. Bała się go. Bała się
tego, do czego on jest w stanie się posunąć, żeby postawić na swoim. Joshua
Hudson nie był tym dobrym gliną, o nie. Elsa przekonała się o tym na własnej
skórze, kiedy warknął na nią nie raz. Oczywiście ona mu się odpłacała, bo ileż
można słuchać tego samego? Aczkolwiek nigdy jej nie złapał i nie szarpnął. Może
dlatego jeszcze go nie znienawidziła.
Pozwoliła
mu ze sobą biec. Nie odzywał się, co było dziwne. Cieszyła się, jasne, że się
cieszyła, że nie truje jej znowu o tym
samym.
-
Kiedy sobie odpuścisz? – zapytała, przełamując tę ciszę przerywaną ich
oddechami i uderzeniami stóp o ziemię.
-
Kiedy osiągnę to, co chcę – odpowiedział poważnie, a Elsa westchnęła w myślach.
Skoro nie odczepił się przez dwa miesiące, to czego ona oczekiwała.
-
Jak mamy ci udowodnić, że nic nas nie łączy z narkotykami?
-
Nie możecie. Bo siedzicie w tym gównie.
Elsa
nic mu nie odpowiedziała. Miała mu po raz kolejny tłumaczyć, że są porządnymi
obywatelami? Już jej się nie chciało, naprawdę.
I
tak się zamyśliła, że wpadła na rowerzystę. Przewróciła się i syknęła z bólu.
Na szczęście miała na siebie długi rękaw. Joshua podszedł do niej szybko i
pomógł jej wstać.
-
W porządku? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź, tylko podszedł do
rowerzysty. – Może uważaj, jak jeździsz, co? – warknął na niego.
-
Przepraszam… - odpowiedział, nieco wystraszony młody chłopak. – Nic się pani
nie stało?
-
Nie, jest okej, naprawdę – uśmiechnęła się do niego lekko, otrzepując ubrania z
piachu. – Hudson, daj mu spokój – przewróciła oczami, a potem ruszyła szybko
przed siebie. Trochę bolał ją łokieć, ale miała nadzieję, że detektyw da jej
spokój i zajmie się tym biednym chłopakiem.
Niestety,
wyrównał z nią kroku.
-
Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty, tylko uganianie się za czymś, czego
nie ma? – zapytała, nie patrząc na niego. Wolałaby uniknąć kolejnych wypadków.
Dzisiaj miała wielkie wyjście, nie mogła sobie narobić ran. – Jakaś inna
sprawa, czy coś w tym stylu?
-
Właściwie to mam i zajmuję się nią – skłamał.
-
No, to zajmij się nią bardziej.
A
potem Elsa przyśpieszyła i skręciła w boczne alejki miasta. Josh zrezygnował z
pogoni za nią. Przecież musiał zrobić coś innego.
Josh
siedział w samochodzie na przednim siedzeniu pasażera. Obok siedział jego
partner. Szukali mordercy jakiegoś faceta, któremu ktoś sprzedał osiemnaście
cisów nożem. Josh twierdził, że ktoś go musiał nienawidzić i to ostro.
Podczas
kiedy Adam, jego partner, przeglądał akta jego kolegi, Josh przeglądał zdjęcia
zrobione na swoim telefonie. Wszędzie na nich była Elsa. Jak wychodziła z domu,
jak szła chodnikiem, jak spotykała się z braćmi, jak wchodziła na strzelnicę,
jak robiła zakupy. Tak, miał obsesję, czy coś w tym stylu. Obserwacje ich braci
nie były owocne. Myślał, że z nią będzie łatwiej, że się złamie. Jednak nic
takiego nie nadchodziło. A on wymyślał coraz to nowsze scenariusze, nie sypiał,
przypominając sobie o śmierci swojej żony i córki. Może i się pogodził, ale to
nadal bolało. Dlatego nie rezygnował z obserwacji Elsy. Był zdziwiony, że
dziewczyna tak szybko pogodziła się ze śmiercią narzeczonego. Chyba, że sama to
zainicjowała. Aczkolwiek jej reakcja i emocje na tę wieść były bardzo
prawdziwe. I tak, kiedy myślał, że już coś ma, że może się do czegoś
przyczepić, wcale tak nie było.
-
Jak myślisz, kto to mógł być? – zapytał Adam, spoglądając na niego. Nie dostał
jednak odpowiedzi. – Josh?
-
Żona. Dowiedziała się, że ją zdradzał i proszę. Mamy denata.
-
Przestań, to aż za proste. A żonka ma alibi.
-
Mogła kogoś wynająć, co nie?
Adam
przewrócił oczami. Potem jego wzrok natknął się na zdjęcia w telefonie Hudsona.
Westchnął. Już nie raz widział, jak jego kumpel patrzy na wyświetlacz, jakby
ten miał mu zaraz dać jakieś grube miliony albo coś w tym stylu. Był zamyślony,
mało jadł i mało sypiał, co oddziaływało na jego produktywność w pracy. Adam
zaczynał się o niego martwić. I to poważniej niż wtedy, kiedy dowiedział się,
że jego żona i dziecko nie żyją.
-
Kurde, stary, zamiast wciąż się tak na nią patrzeć, może byś się z nią umówił,
co?
-
Co? – Josh oderwał wzrok od wyświetlacza i spojrzał na Adama. – Zwariowałeś? –
dodał, kiedy sens jego słów do niego dotarł. – To podejrzana.
-
Jezu – Adam znowu przewrócił oczami. – Ty się wykończysz. Może powinieneś
wziąć…
-
Nie chcę żadnego urlopu – warknął Josh. – Jestem na dobrej drodze do
rozwiązania zagadki.
-
Powtórzył tekst sprzed roku i dwóch lat – odpowiedział kąśliwie Adam. – Proszę
cię, ogarnij się. Oszalejesz przez to.
-
Najwyżej – wzruszył ramionami i schował telefon do kieszeni. Zamknął na chwilę
oczy i oparł głowę o zagłówek. Może ma rację, może powinien gdzieś wyjechać.
Albo
sprowokować Elsę.
Normalnie
Reid pojechałby do klubu Athaway’a motorem, ale dzisiaj jego siostra również
chciała tam pojechać. Nadal mu się to wszystko nie podobało, ale ona była
uparta jak osioł i nie chciała słuchać swoich starszych braci. Więc Reid mógł
jedynie, jak to określiła Elsa, stać z boku i nie przeszkadzać.
Zeszła
do niego ubrana w czerwoną sukienkę na ramiączkach, sięgającą połowy ud. Na
nogach miała czarne szpilki, na ramieniu wisiała czarna, mała torebeczka na
drobnym łańcuszku. Ramiona okryła cienkim płaszczykiem. W końcu nadal było
lato.
-
Wystroiłaś się jak szczur na otwarcie kanałów – skomentował Reid.
-
Zamknij się – warknęła, uderzając go lekko w ramię.
-
Oj no – zaśmiał się chłopak. – Wyglądasz ładnie no. Dawno cię takiej nie
widziałem.
-
Idziemy obgadać nowy transport, tak? Muszę jakoś wyglądać. Poza tym, pierwsze
wrażenie jest najważniejsze.
Tak,
dzisiaj panna Redbird miała poznać Jamesa Athaway’a i Isaaca Reece’a. Przecież
nie mogła iść w dresie, prawda? Musiała wyglądać poważnie, odważnie i
oczywiście seksownie. W końcu była siostrą Nicka i Reida, prawda?
-
I trzeba będzie pilnować jeszcze ciebie – westchnął i ruszył w stronę klubu.
-
Umiem zadbać o siebie, pamiętasz?
-
Tak, tak. Mimo wszystko – spojrzał na nią, kiedy stanęli na światłach – nadal
jesteś moją małą siostrzyczką – uśmiechnął się do niej.
Elsa
odwzajemniła uśmiech. Oboje nie pamiętali, kiedy zrobiła to ostatni raz.
Weszli
bez słowa do środka. Ochroniarze już ich znali, a właściwie jego. Po prostu
pomyśleli, że piękna kobieta u jego boku jest jego dzisiejszą towarzyszką.
Rozejrzeli
się dookoła, szukając Nicka, ale to on do nich podszedł. Przywitali się, a
potem ruszyli do gabinetu Athaway’a. Tam jak zwykle James siedział przy biurku,
ale Isaac stał z boku i opierał się o ścianę. Czytał książkę, ale odłożył ją,
kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Do pokoju weszło rodzeństwo Redbird w pełnym
składzie. Aczkolwiek ich wzrok skierował się na dziewczynę, idącą pośrodku.
Athaway wyprostował się, a potem wstał, poprawiając marynarkę. Wiedział, kto
to. Ale zupełnie się jej nie spodziewał. Nie tu, nie z nimi. Nie teraz, kiedy
mieli mówić o interesach.
Isaac
również się zbliżył.
-
Athaway, Reece – przerwał ciszę Nick.
-
Redbirdowie – dodał James i się cicho roześmiał. – James Athaway – przedstawił
się i podał dłoń Elsie, uśmiechając się do niej szarmancko.
-
Elsa Redbird – podała mu rękę, którą on musnął ustami.
-
Miło poznać. To Isaac Reece, mój przyjaciel.
On
również pocałował ją w dłoń.
Nick
i Reid spojrzeli na siebie, zaciskając zęby. Mieli ochotę ich pozabijać. Nikt
przecież nie mógł ruszyć ich siostrzyczki. No, z wyjątkiem Chace’a. Ale on
przynajmniej był człowiekiem dobrej woli, a ci… No cóż.
James
zaproponował, żeby usiedli, na co bracia chcieli odmówić, ale Elsa z chęcią
zajęła miejsce naprzeciwko niego. Spojrzała mu w oczy. Była poważna, szukała
jakiejkolwiek oznaki słabości, zawahania, czegokolwiek. Liczyła, że znajdzie c
o ś, co pozwoli jej zadać odpowiednie pytania, na które dostałaby konkretne
odpowiedzi. Mimo wszystko wiedziała, że nie pójdzie od razu tak łatwo.
Potem
wsłuchiwała się w rozmowę panów, przechodząc wzorkiem od Jamesa do Isaaca i
odwrotnie. Nie było po nich widać, że handlują narkotykami i że w ogóle
obracają się w przestępczym świecie. Gdyby nie słyszała o datach, godzinach,
sposobach, towarze i ilości tego towaru, to by była skłonna uwierzyć, że to
porządni obywatele, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z narkotykami. Teraz
wiedziała, że nikomu nie można ufać. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy to nie
któryś z nich zabił Chace’a. Z drugiej
strony, po co mieliby to robić? – pomyślała i cicho westchnęła.
Postanowiła
zatem włączyć się do rozmowy, co wywołało pozytywną reakcję Jamesa. A widząc to
wszystko, Nick i Reid zacisnęli pięści. Zdawali sobie sprawę, że Elsa sobie
poradzi, ale nie podobał im się sposób, w jaki O N patrzył na ich siostrę.
Po
omówieniu spraw biznesowych, Athaway zaprosił ich na imprezę, która odbywała
się na dole, pod jego gabinetem. Bracia chcieli odmówić (znów), a Elsa
przytaknęła (znów).
Zeszli
zatem na dół, gdzie Nick przyciągnął Elsę na bok za łokieć.
-
Co ty wyprawiasz? – syknął.
-
Nick, przestań – wyrwała mu się. – To bolało. Poza tym, daj spokój, nie
zamierzam stać cały czas z boku i patrzeć na was. Musiałam się odezwać.
-
Nie mówię o tym. Widziałaś, jak on na ciebie patrzy?
-
To chyba dobrze, prawda? Trzymaj przyjaciół blisko, wrogów jeszcze bliżej.
-
Nie chcę, żebyś robiła z nim cokolwiek.
-
Umiem o siebie zadbać – powiedziała mu to samo, co godzinę temu Reidowi.
-
Kurwa, Elsa, zrozum, że się o ciebie boję!
Dziewczyna
spojrzała mu w oczy, a potem westchnęła i przytuliła się do niego.
-
Przepraszam, Nicky, ale nie mogę ci nic obiecać – odsunęła się od niego,
spojrzała na drugiego brata, a potem poszła w stronę sali.
Bracia
poszli usiąść do baru. Nick nie był skory do zabawy. Spojrzał na Reida, który
obserwował parkiet. No tak, jemu się to podobało, lubił imprezy. Przy okazji
mógł mieć siostrę na oku.
-
Pilnuj jej – położył dłoń na jego ramieniu. – Ja jadę do domu.
-
Jasne, masz do kogo wracać – uśmiechnął się do niego lekko.
Nick
nie odwzajemnił uśmiechu. Odłożył pustą szklankę po soku, poprawił garnitur i
opuścił lokal.
Elsa
siedziała przy stoliku na fotelu i obserwowała ludzi. Co jakiś czas spoglądała
w stronę wejścia, czy może nie zawita do niej James albo Isaac. I chociaż
uważała, że obaj z wyglądu są mili, to jednak Isaac miał w sobie coś mrocznego.
Nie
dane jej było więcej rozmyślać, kiedy przysiadł się do niej jakiś facet. Chyba
był już wcięty, bo śmierdział alkoholem i fajkami. Czyli było gorzej, niż źle.
Elsa przyłapała się na tym, iż przez chwilę czekała, aż przyjdzie Chace i ją od
niego uwolni. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że tak się nie stanie.
Facet
za nic sobie miał jej prośby i groźby. Mówił jej ohydne rzeczy i dotykał ją. W
porę przybył Reid, który uderzył go z całej siły w twarz. I zapewne dostałby
więcej, gdyby ochrona nie zareagowała. Nie wyrzucili Redbirdów, ale wykopali
nachalnego mężczyznę.
Elsa
odetchnęła i spojrzała na Reida. Podziękowała mu, a potem poszła na parkiet. A
on wiedział, że dzisiejszego wieczoru się nie zabawi. Musiał ją uważnie
obserwować, bo kiedy tańczyła, inni faceci nagle znajdowali się zdecydowanie za
blisko. Chyba jednak wolał, kiedy Elsa była z Chace’em; kiedy była nieśmiałą
dziewczynką, która ma swój wymarzony świat, bez problemów i zmartwień, bez bólu
i cierpienia, bez sępów i niebezpiecznych ludzi dookoła siebie. I nagle poczuł,
że to jego wina, ponieważ jest starszym bratem i nie zapobiegł temu jednemu
wydarzeniu.
-
Idę na dwór się przewietrzyć, bo tu jest zdecydowanie za gorąco – powiadomiła
go Elsa po jakimś czasie.
-
Pójdę z tobą – zaoferował.
-
Daj spokój, nic mi się nie stanie. Umiem się bić, bronić. Nie obchodźcie się ze
mną jak z jajkiem, ludzie drodzy – przewróciła oczami, ale szybko pocałowała
brata w policzek.
Nie
był co do tego pewny, ale dobrze, puścił ją. Żeby się na niego już nie wkurzała.
Wyszła
na zewnątrz, okrywając się płaszczem. Wdychała świeże powietrze, kiedy przed
nią zatrzymał się czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Jedna z nich od
strony pasażera z przodu się obniżyła. Za kierownicą siedział James.
-
Zapraszam, muszę ci coś pokazać, Elso – powiedział, uśmiechając się ładnie.
Musiała przyznać, że uśmiech, to on miał urzekający. Aczkolwiek nie była pewna,
czy chce z nim jechać. Gdyby jej rodzeństwo się o tym dowiedziało… miałaby
niezłe kłopoty. Z drugiej strony, była dużą dziewczynką. Potrafiła o siebie
zadbać.
Wsiadła
do samochodu i zapięła pasy.
W
drodze dowiedziała się jedynie tyle, że to ważne. Dla niej, ponieważ musiała
się dowiedzieć paru rzeczy, dotyczących interesów, jakimi zajmował się on, jej
bracia i do jakich chce dołączyć Elsa. Wiedział o niej wystarczająco. Ona jeszcze
nie widziała na własne oczy, jak sprawy biznesowe rozwiązuje się na inne
sposoby. Lub w jedyny sposób.
Znaleźli
się na obrzeżach miasta, przy jakiś starych magazynach. Elsa nie znała tego
miejsca. Reid zdążył już do niej zadzwonić, więc skłamała, że pojechała już do
domu. Nie powinna tego robić; była w obcym miejscu z mężczyzną, po którym nie
wiedziała, czego ma się spodziewać. Dopadł ją strach, ale potem przypomniała
sobie o broni, którą miała w torebce. Cóż, lepszego miejsca poszuka, kiedy
indziej, jak już wróci do domu.
James
zaprowadził ją do środka jednego z magazynów, schodami na dół. Elsa zatrzymała
się wpół kroku, kiedy zobaczyła tego pijanego zboczeńca, który dobierał się do
niej na imprezie. Facet był w samych spodniach, szorstki sznur oplatał jego
nadgarstki, utrzymując go parę centymetrów nad ziemią, wbijał się i ocierał
boleśnie o jego skórę. Jego twarz była cała we krwi. Zauważyła również parę ran
na jego torsie.
Za
nim stał Isaac, który niewzruszony sunął nożem po jego plecach.
-
Widzisz, Elso – zaczął James, podchodząc bliżej mężczyzn. – Daję ci możliwość
zemsty na tym człowieku. Widziałem, co robił. Wiem również, że robił to też
młodszym dziewczynom. Daję ci szansę ukarania go w sposób, jaki tylko
zapragniesz.
Elsa
nie wierzyła własnym uszom. Co on mówił? Nie wierzyła też w to, co widzi. Co
się właśnie tutaj działo? Gdzie ona jest?!
Żałowała,
że wsiadła do tego jego cholernego samochodu.
-
Ja…
-
To nie trudne. Możesz go zapytać, co robił w przeszłości. Przy odrobinie
zachęty – w tym miejscu usłyszeli przeraźliwy krzyk ofiary – powie ci wszystko.
-
Przestań – powiedziała cicho, odwracając wzrok. Zacisnęła powieki.
-
Hm… no dobrze, może następnym razem – James wzruszył ramionami, a potem ujął
jej dłonie, w które włożył pistolet. – Możesz skrócić jego cierpienia.
Demonstracyjnie
Isaac włączył przepływ prądu, który poraził cierpiącego mężczyznę. Elsa
spojrzała na Reece’a; nie myliła się, w nim naprawdę było coś przerażającego. I
domyślała się, że stać go na wiele więcej i że on dopiero się rozkręca. Nie
zmieniało to jednak faktu, że nie potrafiła pociągnąć za spust. Nigdy nie
myślała, że to będzie łatwe. I miała rację. Uniosła
broń i wymierzyła w niego. Ręce lekko jej drżały, a James uśmiechnął się
kącikiem ust.
-
Jak brat – skomentował krótko.
Nie
słuchała go.
Ostatecznie
opuściła ręce, a broń wypadła jej z dłoni. Nie spojrzała na nich, tylko
odwróciła się napięcie i wolnym krokiem, lekko chwiejnym, ruszyła do wyjścia,
próbując się nie rozpłakać. Nie teraz, nie tu, nie przy nich.
-
Redbird – nie znała tego głosu. Przypisała go więc do Isaaca. – Chcieliśmy ci
tylko pokazać, do jak okrutnego świata właśnie weszłaś.
A
potem usłyszała strzał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz