Elsa wróciła do
mieszkania uśmiechnięta od ucha do ucha. Uwielbiała tę suknię, welon,
przyjaciółki i Chace’a. Zdziwiło ją to, że nikogo tu nie było. Przecież Chace
miał być o normalnej porze i zrobić kolację. Nie chciała go wykorzystywać, ale
kucharzem to on był znakomitym.
Zdjęła buty i
weszła do mieszkania. Przeciągnęła się po drodze, a potem położyła na kanapie.
Chwyciła do ręki telefon, wybrała numer swojego narzeczonego i przyłożyła
komórkę do ucha. Wolną rękę wyciągnęła przed siebie i spojrzała na pierścionek.
Uśmiechnęła się nawet, kiedy usłyszała pocztę głosową, którą wspólnie
nagrywali.
- No hej, gdzie
ty jesteś? Czekam na ciebie, muszę ci coś powiedzieć. Do zobaczenia, kocham cię
– nagrała, nim się rozłączyła.
Chciała mu
powiedzieć, że przywieziono już jej suknię i że wygląda w niej pięknie, że
będzie musiał jeszcze poczekać, nim ją w niej zobaczy. Chciała mu zrobić
apetyt, w końcu pan młody nie mógł widzieć panny młodej w sukni przed ślubem,
prawda? W jej mniemaniu, oprócz robienia tak zwanego „smaka”, chciała go
zapewnić, że wszystko jest w porządku i są na dobrej drodze. Mieli już wybrane
dekoracje, lokal w Nowym Jorku (a właściwie salę balową w hotelu i pokoje dla
gości), a także zespół muzyczny. Nie wybrali jedynie tortu, zostawili sobie to
na koniec, ale Elsa od razu mówiła, że będzie piętrowy. Reszta pozostawała w
kwestii smaku i ładnego wyglądu. Tak, nawet tort musiał wyglądać dobrze. Cały
ślub i wesele miało być idealne. Nic przecież nie mogło go zepsuć, prawda? A
przynajmniej miała nadzieję, że nic ich nie zepsuje. I miała tutaj na myśli
głównie sprawy związane z jej braćmi. Jednak w ogóle nie przeszło jej przez
myśl, żeby ich nie zapraszać. To było niemożliwe. Kochała ich mimo wszystko,
troszczyła się o nich. To byli jej starsi bracia.
Chace nie
oddzwaniał, ani długo nie wracał. Elsa postanowiła ogarnąć trochę w mieszkaniu,
a potem zabrała się za robienie kolacji. Poszła na łatwiznę i przygotowała
spaghetti. Jego nadal nie było. Przebrała się więc w luźniejsze ciuchy, a potem
stanęła przy oknie od strony ulicy i spojrzała z góry na chodnik. Szukała go
wzrokiem. Nigdzie go nie zauważyła. Zaczynała się martwić. Znów wykręciła do
niego telefon, ale i tym razem odezwała się poczta głosowa.
- Kochanie, zaczynam
się martwić. Zadzwoń.
Ale nikt nie
dzwonił. Elsa upewniała się co chwile, patrząc na ekran, czy może przypadkiem
nie wyciszyła telefonu. Ani esemesa, ani nieodebranego połączenia.
W końcu, nie
mogąc już dłużej wytrzymać tej ciszy, postanowiła iść do sklepu zoologicznego,
w którym pracuje Chace i sprawdzić, co jest nie tak. Idąc do drzwi, ktoś
zadzwonił do ich mieszkania. Elsa ruszyła szybko do nich z nadzieją, że to jej
narzeczony. Otworzyła je szybko i zawiodła się, widząc obcego faceta na progu.
Zmarszczyła brwi.
- Tak?
- Dobry wieczór,
czy tutaj mieszka Chace Crawford? – zapytał. Był wysoki, postawny, miał
krótkie, ciemne włosy i zielone oczy, które wręcz przeszywały Elsę na wskroś.
Na twarzy miał lekki zarost. Ubrany był schludnie, ale luźno. Ciemne dżinsy,
wygodne buty, koszulkę, a na nią zarzuconą rozpiętą koszulę w kratę.
- Tak. Coś się
stało?
- A pni jest…?
- Elsa Redbird,
narzeczona Chace’a.
Mężczyzna
widocznie spochmurniał. Był poważny, teraz marszczył czoło, jakby próbował
wymyślić rozwiązanie dla najtrudniejszej łamigłówki. W rzeczywistości połączył
fakty.
Elsa Redbird. Z
t y c h Redbirdów.
Więc jednak
dobrze, że to on tu przyszedł.
- Mogę wejść
do środka? – zapytał w końcu, wyjmując odznakę i legitymację.
Elsa przeczytała
uważnie, a potem wpuściła go do środka. Nie, to nie zapowiadało się dobrze.
Policjant w domu nigdy nie oznaczał czegoś dobrego. Wystraszyła się, ale mimo
to próbowała się uspokoić. Może to nic, może wszystko jest dobrze. Jeśli
zdarzył mu się wypadek, to może to nic poważnego? I wszystko będzie dobrze.
Joshua Hudson
wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Jego partnera dzisiaj z nim nie było,
ponieważ miał wolne. A tylko on potrafił z nim wytrzymać.
- Niech pani
usiądzie – rzucił, kiedy weszli do salonu.
- Co się dzieje?
– zapytała od razu. Nie chciała siadać, chciała wiedzieć, co on tu robi i
dlaczego pytał o Chace’a.
- Proszę, niech
pani usiądzie – powtórzył.
- Niech pan
powie, co się dzieje – nieustępliwość była w genach Redbirdów. – Nie usiądę,
póki mi pan nie powie, o co chodzi.
Detektyw Hudson
westchnął. Okej, nie robił tego pierwszy raz, ale za każdym było to tak samo
przykre.
- Chace Crawford
został zastrzelony dzisiaj po południu.
Elsa uśmiechnęła
się, uznając to za żart. Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się grymas
smutku. Żartował sobie, prawda? Nie mówił serio. To niemożliwe. Chace żyje,
zaraz tutaj będzie z nią, przytuli i powie, że ten pan go z kimś pomylił, że w
Nowym Jorku jest jeszcze jeden Chace Crawford.
Nie, nie, nie.
Elsa pokręciła głową, czując napływające do jej oczu łzy. Była pewna, że
słyszała, jak jej serce pęka. Zaczęła drżeć, łzy spływały jej powoli po
policzkach. To niemożliwe, to nie mogła być prawda!
Uniosła dłonie i
zakryła sobie nimi usta. Spojrzała na mężczyznę i znów pokręciła głową. To
nieprawda, nie tak miało być! On ją oszukiwał!
Ale gdzieś w
głębi siebie czuła, że to się dzieje naprawdę, nikt nikogo nie próbuje nabrać
na kiepski i nieśmieszny żart.
Zadrżała mocnej
i upadłaby na kolana, gdyby Joshua nie zabrałby jej w ramiona. Nie robił tego,
nigdy. Jednak w tej sytuacji poczuł, że nie ma innego wyjścia; przytulił ja do
siebie i pozwolił, aby Elsa płakała. A robiła to głośno i intensywnie.
Przytuliła się do niego, mocno zaciskając palce na jego plecach. Była pewna, że
gdyby nieznajomy ją teraz puścił, ona upadłaby z łoskotem na podłogę. Nogi
miała jak z waty, a ból nie ustępował, nie uchodził wraz ze łzami; nie chciał
jej opuścić.
A Joshua nie
wiedział, co ma robić. Milczał zatem i próbował ją uspokoić, głaszcząc po
karku. Widział wiele łez, kiedy przekazywał takie wiadomości, ale reakcja Elsy
go zaskoczyła. A potem ją zrozumiał. On czuł się dokładnie tak samo parę lat
temu.
Stali tak
jeszcze przez dobrą godzinę, ale żadne nie odczuło tego. Może Elsa, ponieważ
ten płacz i ból ja wyczerpały. Poczuła się zmęczona i w końcu odsunęła się od
Joshuy. Nic nie powiedziała; wielka gula w gardle nie chciała zniknąć.
Powoli usiadła
na fotelu i spojrzała na swoje ręce. Dostrzegła pierścionek, ale nie potrafiła
się uśmiechnąć. Nie była również w stanie przepraszać detektywa za mokrą i,
najpewniej, zniszczoną koszulę. Nie zauważyła, kiedy Hudson zniknął z salonu,
aby po chwili pojawić się w nim ponownie i wsunąć jej w dłonie kubek z gorącą
herbatą. I teraz nic nie powiedziała. Nawet, kiedy on odgarnął jej długie,
blond włosy za uszy. Znalazł również chusteczki i podał je jej.
Kiwnęła
delikatnie głową, dziękując mu za to.
Joshua
stwierdził, że nic tu po nim, dzisiaj jej nie przesłucha. Wstał.
- Przykro mi –
powiedział cicho. Bo naprawdę mu było, mimo swojej nienawiści do tej rodziny.
Może dostrzegł prawdziwą miłość, której i on kiedyś doświadczył. – Pójdę już –
dodał po chwili, a potem zniknął, zostawiając ją samą.
A Elsa siedziała
na tym fotelu do rana, nie potrafiła wstać i pójść do łóżka. Nie wypiła herbaty
do końca; wystygła razem z przygotowaną parę godzin temu kolacją dla niej i dla
n i e g o.
Nick wpadł do
gabinetu Reida, który siedział nad projektem. Cały czas nad tym samym, ponieważ
chciał, żeby był idealny. Rysując, mógł się odstresować i zapomnieć o
nielegalnych interesach, w których bierze udział. Spojrzał na starszego brata.
- A pukać
umiesz? – mruknął, ponownie pochylając się nad papierem.
- Elsa dzwoniła.
Chce, żebyśmy do niej przyjechali. Zbieraj się.
- Elsa?
Reid nie widział
siostry już długi czas. Myślał, że spotkają się dopiero na jej ślubie.
- Stało się coś?
– zapytał. Miał nadzieję, że wszystko dobrze i siostra chce ich widzieć, żeby
przekazać im coś związanego ze ślubem. Właściwie, to się nie mylił.
- Nie wiem, nie
chciała mówić przez telefon, ale była dziwnie zgaszona.
- Może ten cały
Chace coś jej zrobił – Reid od razu wstał i podszedł do brata.
- Natalie
mówiła, że on raczej z tych miłych.
- Tacy mają dużo
do ukrycia.
Nick westchnął,
ale poszedł za Reidem do garażu, a potem wsieli w samochód i pojechali do
siostry. Obaj wydawali się być zaniepokojeni. Minęło sporo czasu, odkąd widzieli
się z Elsą, a teraz ona dzwoni i mówi, że chce się z nimi zobaczyć. Nie chcieli
myśleć o złych rzeczach, ale co innego mogli przewidywać starsi bracia, jeśli
nie o tym, że facet ich siostry ją skrzywdził?
Zajechali po
półgodzinie. Korki dawały o siebie znać. Szybko dostali się na wybrane pięto, a
potem zapukali do drzwi. Elsa otworzyła im drzwi. Miała opuchnięte i czerwone
oczy. Wyglądała na bardzo smutną i przygnębioną. Reid przyjrzał się jej
uważnie, a potem wszedł do środka. Szukał oznak czegokolwiek, jakiejś
szarpaniny. Tak, myślał, że Chace ją uderzył.
- Dziękuję, że
przyjechaliście tak szybko – powiedziała cicho, zamykając za nimi drzwi. –
Siadajcie. Muszę wam coś powiedzieć.
Mężczyźni
spojrzeli na siebie, ale żaden nie chciał usiąść.
- Mów, Els, co
się dzieje? – zapytał Nick. A widząc, że dziewczyna zaczyna płakać, podszedł do
niej i ją przytulił mocno.
- Ślubu nie
będzie – powiedziała w końcu. – Chace nie żyje. Zamordowali go w jego sklepie.
Potem już nic
nie mówiła, a Nick trzymał ją mocno w ramionach. Reid zacisnął pięści. Domyślał
się z jakiego powodu, a najstarszy z rodzeństwa chciał uspokoić siostrę.
Dopiero po chwili Reid podszedł do nich i pogłaskał Elsę po plecach.
- Zadzwonię do
Natalie, dobrze? – zapytał cicho Nick, przekazując dziewczynę bratu.
Elsa spojrzała
na Reida, a potem spuściła wzrok.
- Kochałam go,
wiesz? – zapytała cicho. – Mocno. Jak nikogo innego na świecie.
Wieczorem bracia
opuścili mieszkanie siostry. Natalie postanowiła, że zostanie z Elsą na noc.
Nick zgodził się bez wahania. Potrzebowała teraz kogoś, a jego żona była
idealna. Oni nie mogli zostać, ponieważ Reid chciał z nim o czymś porozmawiać.
W windzie milczeli obaj. Obaj byli pogrążeni w swoich myślach; widzieli Elsę
załamaną i przygnębioną. Po śmierci ojca się tak nie zachowywała, a ona
cieszyła się, że nie widzieli jej takiej, jaka była wczoraj, kiedy dowiedziała
się o śmierci Chace’a. Że nie widzieli jej nerwów, słabości i ogromnego bólu,
który cały czas z nią był.
W końcu znaleźli
się w podziemnym parkingu. Dopiero przy samochodzie Reid odważył się odezwać.
- To Athaway
albo Reece, mówię ci.
- Daj spokój, po
co mieliby zabijać Chace’a?
- Kto wie, może
był z nimi w zgodzie? – zasugerował Reid. Nie był ani trochę spokojny. Każdy,
kto zranił jego siostrę, musiał za to zapłacić. Musiał cierpieć tak samo, jak
ona. Tak, był mściwy, nie odpuszczał tak łatwo.
- Przesadzasz.
Może miał po prostu jakiś wrogów, nie wiem, może musiał płacić komuś haracz,
nie miał czym i ktoś się zemścił.
- Tak, albo
chomik się zbuntował, wyciągnął spluwę spod trocin i zastrzelił go w geście
zemsty. Do cholery, Nick, pomyśl! – warknął Reid, a para, która przechodziła
obok do swojego samochodu, obejrzała się za nimi.
- Wsiadaj –
powiedział starszy Redbird i otworzył samochód. Obaj zajęli miejsca. – Po co
mieliby to robić? – zapytał po chwili, jakby przełamując się. Chyba zaczynał
wierzyć w to, co mówił jego brat. A może również o tym myślał, tylko miał cichą
nadzieję, że to nie przez n i c h zginął narzeczony ich siostry. Po prostu nie
chciał myśleć o tym, że to ich wina, że to przez nich Elsa cierpi.
- A kto ich tam
wie. Obaj są popierdoleni. Może zrobiliśmy coś nie tak. Może jutrzejszy
transport wcale nie jest taki idealny i „w porządku” – zacytował Athaway’a. –
Kurwa! – warknął, odchylając głowę do tyłu, ale zaraz spojrzał na Nicka. –
Słuchaj, nie wiemy na stówę, czy to oni, ale ja wiem jedno: musisz stąd
uciekać, rozumiesz? Zabrać Natalie, Jonah i Elsę jak najdalej stąd.
- Oszalałeś? –
Nick spojrzał na niego jak na kretyna. – Nigdzie się nie wybieram. Znajdziemy
skurwiela, który zrobił to naszej siostrze, a potem go zabijemy.
- Nick, ogarnij
się – syknął Reid. – Skąd wiesz, czy nie zechcą zabić Natalie? Albo Jonah?
- Nawet nie
wiemy, czy to oni! – krzyknął Nick, odpalając samochód. – Odwiozę cię do domu.
Jutro zajmiemy się transportem, a potem
będziemy szukać sukinsyna.
Reid nic mu na
to nie odpowiedział. Zapiął pasy i spojrzał za okno. Odetchnął. Zawsze było
niebezpiecznie, ale teraz zaczęło się robić jeszcze bardziej nieprzyjemnie.
- Dziękuję, że
ze mną zostałaś – Elsa spojrzała na Natalie i podała jej poduszkę. – I
przepraszam, że sama musiałaś zająć się ścieleniem kanapy…
- To nic
takiego, kochana – Natalie uśmiechnęła się do niej lekko. – Idź spać, pewnie
jesteś wykończona.
Elsa kiwnęła
głową, a potem poszła do sypialni. Wszystko tutaj pachniało nim. Uwielbiała ten
zapach i nawet nie chciała myśleć, że kiedyś przestanie. Z szafy wyjęła koszulę
Chace’a, a po zrzuceniu z siebie swoich ubrań, ubrała ją. Położyła się na
łóżku, przykryła kołdrą i spojrzała na pierścionek.
Była zima. Dużo śniegu, mróz i wiatr. Elsa cieszyła
się, że w końcu dotarła do domu. Chace już na nią czekał. Pomógł jej się
rozebrać, a potem pocałował ją na dzień dobry. Zapytał, jak minął dzień, a ona
opowiedziała mu o bardzo wybrednym kliencie, któremu w końcu spodobał się
projekt. Później on opowiedział o swoim dniu na uczelni, że było nawet
zabawnie.
Zasiedli do kolacji. Tego wieczora Chace przygotował
rybę i warzywa na patelnię. Zjedli, śmiejąc się i opowiadając dalej o swoich
dzisiejszym dniu. Kiedy Elsa dopijała herbatę, on wstał, a zaraz potem
uklęknął. Wyjął z kieszeni granatowe pudełeczko. Otworzył je, a oczom Elsy
ukazał się delikatny, srebrny pierścionek z niewielkim szafirem na środku.
Uśmiechnęła się szeroko, domyślając się, o co chodzi. Pozwoliła mu jednak
kontynuować.
- Elso Redbird, wyjdziesz za mnie?
Bez owijania w bawełnę, bez jakiegoś romantyzmu, ale
Elsie spodobało się. Zresztą, nie musiało być idealnie w sensie romantycznym;
dla niej było wspaniale.
- Tak! – odpowiedziała od razu i rzuciła mu się na
szyję. Chace szybko zamknął pudełko, żeby przypadkiem pierścionek nie wypadł i
nie zgubił im się. Pocałował ją namiętnie, a kiedy dziewczyna odsunęła się od
niego kawałek, założył jej pierścionek na palec. – Kocham cię – dodała, a potem
znów go pocałowała. – Jest piękny, dziękuję, Chace.
On uśmiechnął się do niej, ciesząc się, że się
zgodziła i że pierścionek się spodobał. Czy mogło być lepiej?
Rano Natalie
wyszła do pracy, upewniając się wcześniej, czy Elsa zjadła śniadanie. Ba, nawet
chciała pójść pobiegać, żeby w końcu ruszyć się z domu, dotlenić się i w jakiś
sposób odpocząć od ciągłego płaczu. Zdawała sobie sprawę, że może to być
trudne, ale chciała chociaż spróbować.
Ubrała się na
czarno, spięła włosy i przygotowała Ipoda, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Może
Natalie czegoś zapomniała albo to któryś z jej braci chce się dowiedzieć, jak
się czuje.
To nie była ani
Natalie, ani żaden z rodzeństwa. Przed nią stał detektyw Hudson.
- Dzień dobry –
głupie powitanie, zdawał sobie z tego sprawę. – Mogę zadać pani kilka pytań?
- Jasne, proszę
– wpuściła go do środka.
- Jak się pani
czuje? – zapytał, chociaż nie po to tu przyszedł.
- Źle –
odpowiedziała szczerze i skrzyżowała ręce na piersiach. – Kiedy będę mogła go
zobaczyć?
- Po sekcji… Czy
wie pani, czy Chace Crawford miał jakiś wrogów? – spojrzał na nią uważnie. On,
tak jak jej bracia, łączyli to ze światem przestępczym, w którym Redbirdowie
brali udział. Wiedział jednak, że ona mu nic nie powie.
- Chace? Nie, to
niemożliwe – uśmiechnęła się lekko. – On był bardzo sympatycznym człowiekiem,
wszyscy go lubili. Co prawda, jakiś chłopak, kolega z jego studiów, był
zazdrosny, ale to chyba nic takiego.
Joshua zadał
jeszcze kilka pytań dotyczących i Chace’a, i tego chłopaka, a także o parę
szczegółów z ich wspólnego życia. Wszystko miało znaczenie.
- A czy uważa
pani, że to mógł zrobić któryś z wrogów pani braci?
- Słucham? –
Elsa zamrugała szybko oczami. Dlaczego sama na to nie wpadła? Przecież to było
oczywiste!
- Wiemy, że pani
bracia przemycają narkotyki – wyjaśnił Hudson.
- To niemożliwe
– skłamała. Przecież doskonale o tym wiedziała. Ale w jej głowie narodził się
pomysł zemsty. – Moi bracia tego nie robią. Są szanowanymi architektami, proszę
pana.
- Oczywiście –
powiedział Joshua, zapisując coś w notesie.
Może kłamała,
może nie. Może wiedziała, czym zajmują się jej bracia, ba, kto wie, może
współpracowała z nimi. O tym, że naprawdę nie wiedziała, nawet nie myślał przez
dłuższą chwilę. Był pewien, że ona coś wie, ale nie chce mu powiedzieć, ponieważ
chce chronić swoich braci.
- Gdyby pani
sobie coś przypomniała, proszę dzwonić – położył swoją wizytówkę na stoliku, a
ona kiwnęła głową na znak zgody.
Detektyw Hudson
w końcu opuścił jej mieszkanie, a Elsa zrezygnowała z biegania. Przebrała się w
małą czarną, czarne buty na obcasie, zarzuciła na ramiona tego samego koloru
żakiet i zjechała do podziemnego garażu. Wsiadła w samochód i pojechała do
firmy swoich braci.
Nie
odpowiedziała na „dzień dobry”, które padło od strony recepcji, tylko poszła od
razu do gabinetu Nicka. On i Reid akurat żegnali się z klientem.
- Elsa? Co ty tu
robisz? – zapytał Nick.
I pożałował, że
zapytał.
- Chcę się
dołączyć do interesu. Tego drugiego – sprostowała, żeby wszystko było jasne.
- Nie, nie ma
mowy – odpowiedział od razu.
- Zwariowałaś –
dodał Reid. Nie wyobrażał sobie, żeby teraz jeszcze jego siostra miała narażać
swoje życie. Już wystarczy, że Nick nie chciał go posłuchać. A sam Reid i tak
nie miał nic do stracenia.
- Nie ja, tylko
ten, który ośmielił się zabić mojego narzeczonego. Znajdę go i zabiję.